poniedziałek, 4 listopada 2013

Kopenhaga i GMJO

obowiązkowa fota z Małą Syrenką ;P

Korzystając z okazji, że podróż do stolicy Danii z Goteborga jest dosyć któtka (4h) postanowiłam pojechać na przesłuchania do Gustav Mahler Jugendorchester. Jest to prestiżowa orkiestra pod patronatem Rady Europejskiej, do której rokrocznie próbuje dostać się ok. 2 tysiące młodych muzyków z całej Europy. Dla mnie to ostatnia możliwość aplikowania (można mieć max. 25 lat), więc stwierdziłam, że co mi tam, jadę! ;) Nie mam nic do stracenia!

Wraz z flecistą Diego jechaliśmy w nocy (2:45...) i dotarliśy ok. 7 rano. Ciemno, zimno, deszcz. Spacerek z kontrabasem i kilka godzin na rozgrzanie się przed przesłuchaniem.

Trzeba było przygotować pierwszą część koncertu i 8 fragmentów orkiestrowych. Przesłuchanie odbyło się w Królewskiej Akademii Muzycznej. Komisja? Jedna babka, kamera i mikrofon ;)

Zagrałam, poszło, lepiej lub gorzej (no zawsze mogło być lepiej...ale i gorzej ;), więc cieszę się! Wyniki dopiero w połowie stycznia. Trzeba mieć duże szczęście, by się do tej orkiestry dostać, więc czekam ze spokojem ;P

Po przesłychaniu poszliśmy na mały spacer po Kopenhadze. Byłam tu dwa miesiące temu, więc nawet trochę się orientowałam w topografii. Niestety pogoda była nieprzyjemna, deszcz lał, potem jednak wyszło słońce :) 

Wróciliśmy na uczelnie po 3 godzinach, bo kolega waltornista, właśnie skończył swoje przesłuchanie, a ze względu na niedzielę zamykali budynek (można się dostać do środka tylko przy użyciu karty). Zostałam więc z moim słodkim ciężarem, chłopaki poszli na miasto, a ja odpoczywałam. Pogadałam nawet z kontrabasistką, która ćwiczyła dwa pokoje obok (ma polskiego nauczyciela). Po jakimś czasie chłopaki wrócili (mokrzy...) i po zrobieniu małych zakupów, uwaga w sklepie o nazwie "Rema 1000" - czy coś wam to mówi? ;D poszliśmy na przystanek, oddalony jakieś 2 km. Łażenie z kontrabasem nieźle mnie zmęczyło ;) Dotarłam do domu po 2 w nocy, więc dziś regeneruję siły, a od jutra startujemy już z próbami sekcyjnymi do porojektu Szostakowicz-Walton. Roboty co nie miara! 

I kto mówił, że Erasmus to luz, blues, imprezki i relaks? Nie na akademii muzycznej drodzy państwo ;)
podwójny żółwik
widok z okna sali, w której ćwiczyłam
fajny ogród na dachu akademii

nowy kolor włosów, prosz Aga :D
czekamy na naszą kolej
odwiedziny w krainie klocków
dwupoziomowe parkingi rowerowe :)
PS: Jak decydowałam gdzie chcę jechac na Erasmusa zastanawiałam się nad Kopenhagą, nawet się dostałam. Teraz nie żałuję - budynek nie jest tak przyjemny jak ten tutaj (zimne barwy, przygnebiająco...) Miasto też mi się mniej podoba :P 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz